Gdy mówi gniew, kumulujący wszystkie frustracje kobiet, przecież mających różny poziom kultury osobistej, a najgłośniejszy jest ten najbardziej prymitywny z wulgaryzmami i ziajaniem nienawiścią, to, co rozumne, ma małe szanse na dojście do głosu.
Gniew sprowokowany dotąd nie opublikowanym wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego, który uznał za niezgodny z polską Konstytucją przepis ustawy z 1993 roku (zwanej kompromisem aborcyjnym) o dopuszczalności aborcji z powodu przesłanki embriopatologicznej, zapewne mieści w sobie przeróżne doświadczenia kobiet młodych i starszych. Okazuje się, że młode protestujące kobiety, uznawane za feministki, są radykalnie, wręcz agresywnie i brutalnie nastawione do wszystkiego, co wymaga od nich dojrzałości moralnej i wysiłku sprostania koniecznościom nie tylko biologicznym. Trudno ocenić, na ile jest to wyrazem odrzucenia przez nie tego wszystkiego, co ich zdaniem jest od nich wymagane, począwszy od odpowiedzialności za żywe w ich łonie istnienie ludzkie, która obarczyć może kobiety niechcianym ciężarem dramatu rodzenia dzieci niezdolnych do życia czy niedorozwiniętych. Przekonane o nieomylności badań prenatalnych, nie zgadzają się z góry na rodzenie dzieci, które miałyby umrzeć zaraz po urodzeniu, lub dotkniętych wadami rozwojowymi. A gdyby zdobyły wiedzę, jak przebiega aborcja dziecka, na którą decydowały się dotąd pary rodzicielskie po wyniku badań prenatalnych diagnozujących je jako mające bardzo poważne wady rozwojowe, nie wiadomo, czy byłyby skłonne zmierzyć się nawet hipotetycznie z taką sytuacją. Dla każdej kobiety każdy wybór może być w takich czy podobnych okolicznościach bardzo trudny, okupiony ekstremalnymi przeżyciami. Tymczasem protestujące idą nawet krok dalej − postulują aborcję na życzenie.
Mimo wielu społecznych i politycznych przemian, świat mężczyzn, niezależnie czy polityczny, czy religijny, czy gospodarczy albo innej dziedziny, urządzony jako dominujący nad światem kobiet, jest nadal wytykany palcem przez ruchy feministyczne jako główny winowajca. Obserwacja odsłon protestu wskazuje jednakże, że popierają go także młodzi mężczyźni, a nawet kobiety ze starszych pokoleń.
W tych manifestacjach kobiet mówią przede wszystkim emocje negatywne. Nie ma pośród haseł czy obserwowanych wystąpień i komentarzy śladów myślenia o miłującym macierzyństwie i ojcostwie ani o możliwościach leczenia wad rozwojowych dzieci w okresie ich życia płodowego w łonie matek. Nie ma dociekań i wnioskowania o przyczynach wad rozwojowych dzieci na tym etapie, a te zaś nijak się mają do ideologii, religii i wyników wyborów.
A właśnie burzę tę feministki rozpętały w przestrzeni publicznej i politycznej, mając już doświadczenia zdobyte w tzw. czarnych marszach o wymowie walki z przemocą i o wolność decyzji w kwestiach aborcji. Zazwyczaj w pojedynkę w polityce bardziej bezradne z atrybutami swojej psychiki, w tych masowych demonstracjach okazały swoją determinację. Iskry wybuchu gwałtownego w formach i agresywnego w treściach najnowszego gniewu rozsiało tak zwane życie we wszystkich jego przejawach, włącznie z przykładami liberalnych regulacji prawnych dotyczących aborcji w krajach Zachodu, które protestujące uznają za wzorcowe i pożądane.
Wspólny krzyk tymczasem daje złudne poczucie mocy i wspólnoty. Tłum zdaje się silniejszy tym krzykiem, jego donośnością objawioną publicznie − wyrażaną wprost i podkreślaną treściami na transparentach, choć uczestniczki tego protestu mogą się w nim angażować li tylko werbalnie, akcyjnie na rzecz wspólnego celu. Wspólny cel nie stwarza wspólnoty, lecz daje jej poczucie. A jakie są możliwe scenariusze przetrwania tylko odczuwanej wspólnoty? Z obserwacji i wielu doświadczeń ludzkich wynika, że wspólnota odczuwana trwa, dopóki rokuje osiągnięcie wspólnego celu czy powtarzalne osiąganie kolejnych celów. Często jednak następuje atomizacja, która zazwyczaj odsłania się w pełni poniewczasie jako odejście od protestu, będące powrotem jednostek do odrębności we własnym życiu z wszystkimi jego uwarunkowaniami. A tych nie sposób zmienić popieranym celem protestu czy w ogóle protestowaniem. To rozbicie poczucia wspólnoty, czyli atomizacja, może następować w sposób ciągły, gdy cele wspólnego protestu okażą się mgliste lub obce jej dotychczasowym manifestantkom, np. gdy przybędzie postulatów, z którymi one nie będą się chciały identyfikować, metody i formy manifestowania zostaną przez nie odrzucone lub pojawi się dryl organizacyjny formułujący zarówno prawa, jak i obowiązki, będące cechami struktury z hierarchią, a nie oddolnego ruchu społecznego, jak postrzegają i określają obecnie swój protest jego uczestniczki.
W kotle woda wrze dopóty, dopóki starczy paliwa na wysoki płomień. Nienawiść zaś jest zawsze złym ogniem, bo ślepym! Trzeba więc innych dróg. A najlepsze mogą być tylko te, które angażują rozumne racje i godzą sprzeczności, znajdują optymalne wyjście − Stefania Pruszyńska
Cel buntu, który miałby się stać osiągalny, wymaga konkretyzacji, która jednakże najpierw powinna znaleźć oparcie w poparciu większości społeczeństwa. Wiadomo, że pokojowa zmiana prawa, w ramach demokracji, wymaga procedur i wielu zabiegów. Cel jedynie werbalnie dookreślony, wskazujący wspólnego wroga, najgorzej gdy wybieranego na oślep, czy tylko mający wspólne hasła i nawet powołane akcyjnie lub samozwańczo centrum kierujące, nie stwarza jeszcze gruntu do potrzebnej pragmatyki. Poza tym ani demagogia, ani kontrdemagogia nie służą żadnej racji dobrze.
Spontaniczna konstrukcja buntu nie zmierza do skuteczności, jest narażona na rozchwianie. Stos ogni protestu w czas pandemii z całą jej grozą − zagrożeniem zdrowia i życia całego społeczeństwa, ofiarami śmiertelnymi, słabością służby zdrowia, brakiem antidotum na pandemicznego wirusa, argumenty: nie zgadzamy się czy spektakularne pokazy dowodów rzekomej powszechności protestu, gotowości do desperacji i ryzyka (tłumne marsze, spacery wbrew obowiązującym zasadom sanitarnym, naruszanie spokoju w świątyniach, niszczenie mienia publicznego), możliwe złudne poparcie ze strony polityków i innych gremiów, mogących bazować poza deklaracjami na rachubie własnych korzyści, niekoniecznie zbieżnych z celami buntu, źle rokują protestującym. Demonstrowanie racji w sposób wywołujący oburzenie, krytykę, straty i klimat poniżającej stygmatyzacji nazewniczej środowisk inaczej postrzegających życie poczęte w łonie kobiety (np. ciemnogród pod adresem ludzi związanych religijnie i poglądowo z chrześcijaństwem) − w praktyce najczęściej skutkuje konsolidacją przeciwników. Racje wyrażone zaś w sposób daleki od rzeczowej argumentacji: hasła, wykrzyknienia, obraźliwe słowa mają jedynie wiele cech mantry. Gniewnej, żywiołowej mantry tłumu.
W kotle woda wrze dopóty, dopóki starczy paliwa na wysoki płomień. Nienawiść zaś jest zawsze złym ogniem, bo ślepym! Trzeba więc innych dróg. W demokracji jest ich wiele. A najlepsze okazują się te, które angażują rozumne racje, godzą sprzeczności, znajdują optymalne wyjście. Czy poszukiwania takiego rozwiązania zainicjowano, czy tylko zasygnalizowano, że podjęto o nie zmagania?
Stefania Pruszyńska