Polacy dobrze sobie radzą. Przez ostatnie dwadzieścia lat zmienili się nie do poznania. Są znacznie lepiej wykształceni, bardziej przedsiębiorczy i pewniejsi swoich umiejętności. Rozumieją reguły rynku i potrafią je wykorzystać. Brawurowo „udomowili” europejski rynek pracy. Posiadają już znaczące oszczędności i je pomnażają. Z tymi osiągnięciami ostro kontrastuje stan Polski jako całości. Polacy rozkwitają, Polska grzęźnie w przeciętności.
W niemal wszystkich kategoriach zespołowych znajdujemy się w ogonie kontynentu. Polskie państwo zajmuje miejsce w drugiej setce krajów jeśli chodzi o łatwość podejmowania działalności gospodarczej i na końcu grupy europejskiej w dostępności usług publicznych takich jak przedszkola lub szerokopasmowy Internet. Podczas gdy Portugalczycy zbudowali tysiące kilometrów autostrad, a Chorwaci przedarli się przez góry nad Adriatyk, w równinnej Polsce w każdy weekend fatalne drogi zbierają krwawe żniwo.
Żadna polska firma nie przebiła się jeszcze do pierwszej setki firm europejskich.
Dwa najlepsze polskie uniwersytety plasują się w czwartej setce światowego rankingu. Systematycznie spada liczba zgłaszanych przez Polaków wynalazków i otrzymywanych patentów. Od lat świata nie zachwyciło żadne dzieło stworzone w Polsce. Polska przestrzeń publiczna jest rażąco zaniedbana.
Ten stan możemy zmienić. Stać nas na to. Mamy już dość wiedzy, umiejętności i środków by dołączyć do najlepszych. Czas jest ku temu dobry – ekonomiści zapowiadają okres prosperity, „złotą polską dekadę”. Jeśli nie wykorzystamy mądrze najbliższych dziesięciu lat, pretensje będziemy mogli mieć tylko do siebie. Po 2020 roku, o ile nic się nie zmieni, gwałtownie pogorszy się nasza sytuacja demograficzna i trzydzieści lat później będziemy dziewiątym najstarszym krajem świata.
Aby wyrwać się z przeciętności i dołączyć do najlepszych, potrzebni nam są pilnie politycy, którzy zorganizują nas w drużynę, zespolą nasze siły. Bo wyzwanie jakie stoi przed nami, jeśli chcemy aspirować do czołówki, nie jest zadaniem dla indywidualistów. Zbiorowy sukces wymaga spójnej, kreatywnej i skutecznej drużyny pod nazwą Polska!
Na początku przemian nasz kraj wyróżniał się dobrą polityką. Przekonani o słuszności wybranej strategii, odważni przywódcy – Wałęsa i Mazowiecki, Chrzanowski i Stelmachowski, Kwaśniewski i Kuroń – zdefiniowali polski model państwa i konsekwentnie wprowadzali go w życie. Wybitni ekonomiści – Balcerowicz i Steinhoff, Hauser i Belka – prowadzili Polaków pewną ręką przez wymagającą, często dramatyczną transformację. Kompetentni, pozbawieni kompleksów sternicy polityki zagranicznej z Bronisławem Geremkiem na czele kotwiczyli Polskę w zachodniej wspólnocie. Sposób i styl w jakim Polacy pokonali drogę od komunizmu do demokracji i rynku zadziwił świat.
Od tego czasu nasza polityka popadła w jałowość, egoizm i małostkowość. Poziom debaty publicznej jest dziś żałosny – spierający się w piątek nie pamiętają gorącej kłótni ze środy. Para idzie w gwizdek, a nie w tłoki silnika. Prezentowane publiczności podziały są funkcją gry politycznej, a nie interesów wielkich grup społecznych. Zajmowane pozycje są kwestią taktyki wyborczej, a nie społecznych potrzeb. Pożytek z takiej debaty dla społeczeństwa jest mizerny. Zdumiewająco mało jest przykładów osiągnięć, które by się nie zdarzyły. Dużo dłuższa jest lista potencjalnych sukcesów, które politycy uniemożliwili.
Z dobrymi przywódcami potrafiliśmy wspólnie przenieść Polskę na drugi brzeg Europy. Dziś potrzebujemy takich, którzy nie boją się podnieść poprzeczkę i wiedzą, jak ją pokonać. Organizatorów i inspiratorów, solidnych budowniczych, a nie ekip demontażu. Wraz z nimi będziemy mogli podjąć ambitne, nieraz porywające projekty. W każdej dziedzinie życia społecznego potrzebne i możliwe są przedsięwzięcia, które przyniosą Polsce awans w europejskich rankingach. Często są to projekty już znane, które utknęły w politycznej niemocy i czekają na odważnych przywódców. Zamierzam przedstawić kilkanaście najważniejszych, które zmodernizują państwo, jego systemy, infrastrukturę techniczną, stosunki z zagranicą. Nie zrealizujemy ich jednak jeśli nie zespolimy naszych wysiłków. Dlatego w tym tekście chcę skupić się na działaniach, które umożliwią powstanie drużyny Polska.
Aby ludzie chcieli połączyć siły i podjąć wspólny wysiłek muszą czuć się równi, szanowani i bezpieczni. Muszą czuć się „u siebie”. Tak dzisiaj Polacy się nie czują, a w każdym razie nie wszyscy. Póki tego nie zmienimy, spójna drużyna pozostanie w sferze marzeń. Powinniśmy dokonać co najmniej sześciu rzeczy:
Ratyfikować Kartę Podstawowych Praw Unii Europejskiej. Karta ma sprawić, aby wszyscy Europejczycy czuli się u siebie w swoich krajach i w całej Unii. Odmowa jej ratyfikacji jest krzywdą wyrządzoną nam przez rządzących. Pozbawia Polaków dodatkowych gwarancji praw obywatelskich. Osłabia nasz związek z pozostałymi Europejczykami. Czyni nas innymi, osobnymi. Polski podpis pod tym dokumentem potwierdzi nasz status domowników Europy.
Postawić na kulturę. To dzięki kulturze wiemy, dlaczego jesteśmy Polakami, a dlaczego Europejczykami. To kultura napawa nas dumą, to jej osiągnięciami najchętniej się chlubimy. To kultura, uczestnictwo w kulturze, przeciwdziała społecznemu wykluczeniu, umożliwia zrozumienie innych, buduje spójność społeczną,. Brak pozytywnych doświadczeń kulturalnych sprawia, że zwracamy się ku innym wzorcom, adaptujemy je. Przestajemy być w Polsce u siebie. Obowiązkiem kolejnych pokoleń jest więc zapewnić twórcom i instytucjom kultury możliwość działania, tak aby polskie osiągnięcia były wciąż żywe i w pełni widoczne. Tego obowiązku dzisiaj nie wypełniamy.
Musimy na kulturę łożyć więcej środków, co najmniej na średnim poziomie europejskim. Musimy zmienić mecenasów kultury – politycy to najgorsi sponsorzy i menedżerowie kultury. I najważniejsze: musimy przybliżyć kulturę do ludzi wykorzystując w tym celu wolne i otwarte media publiczne.
Jak to osiągnąć? Utworzyć dwa fundusze finansujące kulturę: Fundusz Zabytków i Fundusz Kultury. Obok dotacji z budżetu miałyby one zdolność pozyskiwania środków prywatnych (odpisów podatkowych, spadków, darowizn). Powierzyć ich zarząd Radom Powierniczym złożonym z przedstawicieli organizacji społecznych i samorządów.
Uznać media publiczne za instytucje kultury, służące kulturze i jej promocji, a nie jak dotychczas informacji i promocji politycznej. Stworzyć Fundusz Mediów Publicznych zasilany przez środki z abonamentu (pobieranego w postaci umiarkowanej rocznej opłaty przy okazji poboru podatku dochodowego) oraz opłaty wnoszone przez media komercyjne w wysokości zależnej od ich udziału w rynku reklamowym. Powierzyć kierownictwo funduszu Radzie Powierniczej złożonej z przedstawicieli parlamentu, prezydenta (po jednym) oraz organizacji społecznych i samorządowych.
Przekazać Funduszowi Mediów Publicznych własność Telewizji Polskiej oraz Polskiego Radia. Sprywatyzować te części majątku obu spółek, które nie służą wykonywaniu ich misji. Zakazać reklam w mediach publicznych; – określić na nowo rolę i zadania Ministerstwa Kultury, które przez 20 lat nie było ośrodkiem zmian systemowych, a bywało instrumentem interwencji partyjnej i ideologicznej.
Docenić kobiety. Powiedzieć, że jest nas 38 milionów jest mało precyzyjne – jest nas 20 milionów Polek i 18 milionów Polaków. To wciąż są, niestety, dwa różne światy, jeśli chodzi o warunki aktywności zawodowej i politycznej. Ten podział osłabia polskie rodziny – mniej aktywne zawodowo niż mężczyźni i gorzej wynagradzane kobiety wnoszą do nich mniej niż mogłyby. Bez dobrze wykształconych kobiet słabsze są nasze przedsiębiorstwa. Niewielka obecność kobiet wśród polityków podważa ich reprezentatywność. Aby zlikwidować tę nierównowagę potrzebny jest wielki projekt społeczny – pakt na rzecz kobiet. Państwo musi zapewnić warunki pozwalające na aktywność zawodową niezależnie od naturalnego cyklu życia kobiety (żłobki, przedszkola, systemy kształcenia). Organizacje przedsiębiorców i korporacje zawodowe muszą doprowadzić do zrównania wskaźników aktywności zawodowej kobiet i mężczyzn oraz ich wynagrodzeń. Politycy muszą się ścieśnić i zapewnić połowę miejsc na swoich listach kobietom. Organizacje społeczne i kościoły muszą wyrugować z polskiego obyczaju tradycje umniejszające kobietę i jej rolę w społeczności.
Pozwolić żyć po swojemu. Fundamentem naszej społeczności jest rodzina. Wielu jednak ludzi żyje w związkach innych, niż małżeńskie. Każdy z nas zna takie pary: dwie samotne sąsiadki opuszczone przez swoje rodziny, samotny mężczyzna lub kobieta zajmujący się synem dalekich krewnych, pary homoseksualne. Choć ludzie ci są sobie najbliżsi, nie mogą korzystać z wielu uprawnień, które są zastrzeżone dla członków najbliższej rodziny – przy dziedziczeniu ustawowym, w procedurach sądowych, administracyjnych, przy zasięganiu informacji o stanie zdrowia drugiej osoby, etc. Rodzi to gorycz, poczucie krzywdy, sprawia, że ludzie ci nie czują się u siebie. Kłóci się też z konstytucyjną zasadą, że każdy ma prawo do ochrony prawnej życia prywatnego oraz do decydowania o swoim życiu osobistym (art. 47 Konstytucji). Powoduje naciski na zmianę definicji małżeństwa, osłabia jego fundamentalne znaczenie. Ten problem musimy rozwiązać. Dobrym sposobem byłaby instytucja „przybrania osoby bliskiej” nawiązująca do historycznych instytucji przybrania do herbu czy pobratymstwa. Dwie pełnoletnie osoby dowolnej płci składałyby przed notariuszem oświadczenia o przybraniu statusu osoby bliskiej, które następnie byłoby rejestrowane w Urzędzie Stanu Cywilnego. Po upływie pewnego czasu (np. 3 lat) od rejestracji, osoby te nabywałyby względem siebie uprawnienia i obowiązki, jakie prawo przewiduje dla osób spokrewnionych w stopniu pierwszym. Skutki aktu przybrania ustawałyby w przypadku rozwiązania, przez złożenie kolejnego oświadczenia przed notariuszem, notyfikowanego później w USC.
Zakończyć „wojnę polsko-polską”. Wszystkie narody mają w swojej historii momenty chwały i klęski. Dojrzałość społeczeństw wyraża się w czerpaniu siły z osiągniętych sukcesów i wyciąganiu wniosków z przeżytych klęsk. Mamy za sobą lata dramatycznej przeszłości, ale i zwycięstwo, które podziwia świat. Jeśli chcemy znaleźć się wśród liderów Europy, jeśli mamy takie aspiracje, z naszej bogatej historii powinniśmy uczynić źródło pozytywnej energii. Instytucje publiczne powinny nas w tym wspierać. Czas zakończyć jątrzący i osłabiający społeczeństwo proces lustracji w obecnej formie. Archiwa IPN przekazać do Archiwum Akt Nowych i udostępniać je na ogólnie obowiązujących w archiwistyce zasadach. Materiały zgromadzone przez organy bezpieczeństwa PRL o osobach publicznych, zajmujących najwyższe stanowiska w Państwie upubliczniać w Internecie. Osobom takim dać prawo odniesienia się do tych materiałów w formie komentarza, który byłby publikowany razem z nimi. Prezydent, premier czy minister przed podjęciem decyzji personalnej powinni mieć możliwość zapoznania się z materiałami o osobie, której ta decyzja dotyczy. Pion prokuratorski IPN zlikwidować. W IPN pozostawić zakład naukowy oraz Biuro Edukacji. Komisję ds. Badania Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu uczynić departamentem w Prokuraturze Krajowej.
Odnowić związki zawodowe. Powoli, ale stale wzmacnia się społeczeństwo obywatelskie. Doroślejemy jako obywatele. Z tą tendencją kontrastuje słabnięcie związków zawodowych. Rosnąca część Polaków uważa je za relikt przeszłości nieprzydatny w gospodarce zdominowanej przez indywidualne relacje i umowy, w gospodarce, która nie może się odgrodzić od reszty świata. To złe zjawisko. Nie dlatego, że związki odegrały w naszej historii rolę, za którą będziemy im zawsze wdzięczni. Dlatego, że bez nich, bez reprezentanta praw i interesów pracowniczych, będziemy mniej równi, godni i bezpieczni.
Musimy odnowić nasze związki zawodowe. Spowodować, by poniechały petryfikacji dawnych struktur i dawnych metod działania, co może nam tylko szkodzić. Sprawić, aby działalność związkowa, niezależnie od tego, jak szczytne intencje głoszą jej animatorzy, nie atomizowała społeczeństwa i nie utrudniała zrozumienia realiów i wyzwań nowoczesnego świata. Zadaniem związków powinno być przekonywanie pracodawców, że tylko poprzez partnerstwo są w stanie zbudować efektywny zespół, gotowy wnieść swoją pracę i energię do walki o pozycję i sukces rynkowy firmy. Winny też przekonywać pracowników, iż jedynie współpraca z pracodawcami i otwartość na innowacje zapewnią im nowoczesne miejsce pracy, a zatem bezpieczeństwo socjalne i stabilność zawodową. Taka definicja misji naszych związków zawodowych zapewniłaby im rolę mediatora w przedsiębiorstwie i pionierską pozycję w Europie. Przekonanie ich do tej modernizacji jest zadaniem odważnych związkowców, ale też polityków i społeczeństwa obywatelskiego, którego związki są jednym z filarów.
Możemy dołączyć do najlepszych. Musimy tylko zacząć sobie nawzajem wierzyć, docenić innych, porzucić wojny ideologiczne, nadać impetu kulturze, która nas jednoczy, poczuć się częścią Europy. Oczywiste i naturalne? No to zróbmy to. Świetna koniunktura dla Polski nie będzie trwać wiecznie. Zróbmy to teraz!
Andrzej Olechowski