![](http://www.impresjee.pl/wp-content/uploads/2024/09/An2.-Inian-Neomodus-Stefania-Pruszynska.gif)
Co »się podoba« dziś, lub podobało,
»Lecz, co się winno podobać« jak, niemniej,
I to, co »dobre«, nie jest, z czym przyjemniej,
Lecz, co »ulepsza« – podaje Cyprian Kamil Norwid w „Promethidionie”1.
Coraz zamożniejszy gatunek homo sapiens jest łasy na wszystko, co podwyższa mu komfort w każdej dziedzinie życia. A hasło na produktach: „przyjazne środowisku naturalnemu” działa cuda w naszej świadomości – usypia czujność. I paraliżuje zmysły innowacyjne – wizje spokrewnione z naturą. I tak oto wszechobecny już samochód – szybkobieżny stalowy rumak, udoskonalany na wiele sposobów, jest teraz nie tyle wyróżnikiem statusu ekonomicznego i społecznego, ile narzędziem modelowania aktywnego i zarazem swobodnego trybu życia.
A kto z pożądliwie przyglądających się dobrodziejstwom technicznym, uznający siebie za miłośnika i obrońcę natury, myśli o tym, że jest skazany na hipokryzję? Ekofiltry czy inne udoskonalenia, z założenia i głoszonych szczegółowych argumentów mające oszczędzać środowisko naturalne, jednoznacznie przemawiają do wyobraźni współczesnych jeźdźców anektujących bez zmrużenia oka co rusz jakąś nowość genetyki motoryzacyjnej, nadal najczęściej żywiącą się benzyną lub ropą. Dopiero alarmy o smogu – uprzytamniają skalę skutków. Czy łapczywości i uporczywego trwania w nawykach nieliczenia się ze środowiskiem przyrodniczym?
(…) Prawdy powietrze
Póki jest czyste, wszystko się rozwija,
Weselsze kwiaty, liście w sobie letsze
Jaśniejszy lilii dzban, smuklejsza szyja,
Wolniejszy człeka ruch i myśli człeka… – czytamy w wersach „Promethidiona” C.K. Norwida2.
Śmiertelnika chyba nie uczy niczego doznawanie męki podczas ataku migreny albo innej dolegliwości wymagającej ciszy i snu, gdy zza szczelnego okna dobiega nieznośne dudnienie i ryk rozpędzonych aut. Nie irytuje nawet, że musi się obawiać otwierania okien? A może chociaż niepokoi widzialna rosnąca liczba stalowych rumaków? Ano, nie niepokoi. Przynajmniej niewiele wiadomo o tym. Narzekanie natomiast na ich wątpliwe uroki w pejzażach natury i cechy kwalifikujące je do roli toksycznych intruzów, najeźdźców planety, ma rangę wysublimowanej jakości myślenia – iście królewskiej maniery, nie znajdującej posłuchu pośród tłumu.
Postulat stalowców: Więcej sypialni! Pod chmurką… W mieście i na osiedlach w tempie kosmicznym przybywa parkingów – na niedawnych skrawkach zieleni… Samochody, czyli neorumaki, organizują i jeźdźcom, i nam wszystkim życie. Drogi osiedlowe dla pieszych, z ograniczonym dotąd do niezbędnego ruchem kołowym, awansują jedna po drugiej do roli przejezdnych ulic. Takie urządzenie przestrzeni zapewnia zmechanizowanym koniom dojazd do stajni-parkingów. I jedynie wymaga kompromisu ze społecznością, zarządcą terenu. Kompromisu, jak się okazuje niechcianego li tylko przez milczącą mniejszość. Bo większość zazielenianie i wprowadzane innowacje uznaje za antidotum jako tako lub nawet doskonale niwelujące skutki motoryzacji. I woli nie rozważać wobec mierzalnej faktografii smogowej – dobroczynnych właściwości natury, a zwłaszcza powietrza. Szuka więc, a bynajmniej nie pedes apostolorum, niekiedy tylko na rowerze – owych prawdziwych skarbów poza miastem. Daleko od swoich domostw.
Najwyraźniej nadszedł czas na zmianę myślenia, według którego naprawę środowiska mielibyśmy zawdzięczać li tylko filtrom, recyklingowi, segregacji śmieci, eliminacji jednorazowych plastikowych opakowań przez nakładanie za nie opłat, więc najpewniej bezradnej wobec przyzwyczajeń, a też utylizacji sprzętów technicznych i ich części czy zużytych baterii i żarówek. A nadto – kolejnym technologiom, wprawdzie produkującym przeróżne urządzenia energooszczędne czy piece gazowe, które stopniowo eliminują widzialne i odczuwalne zadymienie, obniżają emisję substancji szkodliwych, lecz nadal eksploatują naturę – najpierw w procesie produkcji, a później – po technicznym zużyciu.
W epoce wymagającej rewolucji. A taką rewolucją może być w wielkiej skali wspierająca starania proekologiczne – naprawa natury naturą. W jaki sposób miałyby ją zapoczątkować na przykład choćby obmyślane przeze mnie samochody-łąki? Adaptacja na dachach stalowych mustangów hodowli roślin zielonych, kwiatów, iglaków jest nawet przy najlepszej woli prawie niemożliwa. Stare modele trafiają na złomowiska, a najnowsze mają nie bez licznych uzasadnień (w tym ekologicznych) coraz to smuklejsze, opływowe sylwetki. Jak zatem miałyby się rozgrzeszać powiększaniem zasobów natury i wytwarzaniem tlenu choćby na parkingach osiedlowych „pod chmurką”?
Argumenty przemawiające za ideą samochodów-łąk. Zdajmy sobie sprawę z tego, że każdy samochód zajmuje mierzalną przestrzeń odebraną pierwotnej naturze. A ileż tej przestrzeni zajmują samochody na całym ziemskim globie?! Żaden samochód nie pełni roli, którą miała pierwotna natura, lecz wręcz ją deformuje, eksploatuje. Nasyca ją takimi składnikami, których ona nie jest w stanie przetworzyć tak, aby zachować równowagę wszystkich swoich elementów i cech.
Nawet zwykła obserwacja zjawisk pogodowych przynosi wnioskowanie o anomaliach. Wprawdzie są one najsilniej dostrzegane i odczuwalne dla żyjących kilku pokoleń, co wobec perspektywy setek lat, jak wskazuje nauka (a przynajmniej „idący pod prąd” naukowcy, interpretatorzy pozyskiwanych różnymi metodami danych o zjawiskach pogodowych i procentowym udziale w powietrzu jego składników w odległych o tysiące czy setki tysięcy, a nawet miliony lat epokach) – jest procesem powtarzalnym. Jednakże natura nieobciążana nadmiernie skutkami działalności człowieka potrafiła zawsze przywracać stan równowagi. Tymczasem postępujące od dwudziestego wieku uprzemysłowienie, dynamiczny rozwój motoryzacji, lotnictwa, chemizacja rolnictwa, coraz intensywniejsze stosowanie produktów chemicznych w codzienności czy loty w kosmos sprawiły, że przybyło w środowisku naturalnym nowych obciążeń, a ich narastanie wywołało pogłębianie się odchyleń od normy. Jak podają liczne źródła, same tylko samochody obciążają środowisko toksycznymi spalinami, od 30 do 50 procent. Powietrze, sycone zarówno składnikami pochodzącymi z procesów naturalnych, jak i związanymi z działalnością człowieka, nieustająco traciło i traci nadal pożądaną jakość.
Jak podają liczne źródła, same tylko samochody obciążają środowisko toksycznymi spalinami, od 30 do 50 procent – Stefania Pruszyńska
Aż okazało się, że środowisko nie jest w stanie nadążyć ze swoimi procesami wchłaniania i likwidacji naruszenia równowagi. Warunki życia alarmująco zmarniały, ludzi dosięgły choroby cywilizacyjne i związane z zamieszkiwaniem np. w pobliżu zakładów przemysłowych, chemicznych. Dymy przemysłowe, a także powstałe ze spalania surowców kopalnych w gospodarstwach domowych, wycinanie drzew, karczowanie puszczy, wypalanie lasów, działalność spalarni śmieci zaniedbujących właściwe procesy oszczędzające środowisko, góry złomisk, dokonywały i nadal dokonują kolejnych deformacji stanu środowiska naturalnego, choć teraz mniejszych m.in. po wielu zmianach procesów technologicznych i filtrowaniu spalin w kominach.
Bicie na alarm rozpoczęto już dawno temu. Do boju ruszyli już w XX w. ludzie świadomi konsekwencji, którzy podjęli walkę o zmiany niosące pomoc środowisku. Systemy polityczne i gospodarcze długo były głuche na argumenty przyrodników, naukowców, społeczników i dziennikarzy, których zwłaszcza w epoce socrealizmu postrzegały niemal jako wrogów i zwalczały. Aż po latach wytrwałych zmagań i nacisków pionierów naprawy środowiska na władze, centra polityczne zaczęły ustępować. Wówczas nauka spiesząca z pomocą wzmogła skalę swoich obserwacji, badań, poszukiwań rozwiązań, antidotów, stając się w demokracjach głównym arbitrem we współczesnym świecie, który już nadaje moc prawną rozstrzygnięciom mającym ratować środowisko naturalne na całym świecie.
Nieustannie przybywa problemów, lecz też polaryzacji stanowisk ludzi nauki na temat tzw. ocieplenia. Są bowiem też badacze i teoretycy twierdzący, że tzw. ocieplenie jest w długich okresach zjawiskiem powtarzalnym.
Praktyczne rozwiązania, bazujące na nauce nielekceważącej namacalnych skutków uprzemysłowienia i rozwoju technologii, widać jednak już w wielu dziedzinach. Przyjęto za racjonalne rozwiązanie redukowanie szkodliwych w powietrzu produktów spalania. Wraz z postępującym nasycaniem środowiska toksycznymi substancjami i rosnącym ich stężeniem w powietrzu, zapotrzebowanie na sposoby ograniczania ich stężenia nabrało w obecnej dobie najwyższej wagi.
Gazy cieplarniane znalazły się pod lupą naukowców, badaczy i obserwatorów. Stan powietrza jeszcze niedawno obserwowany na drogich stacjach pomiarowych, jest teraz również oceniany za pomocą pomiarów wykonywanych przez dużo tańsze czujniki. Każdy nawet może obserwować za pomocą czujnika stan powietrza, zakładając własną stację. Informacje o takiej możliwości są podawane w Internecie. Nie bez znaczenia są techniki obserwacyjne zastosowane w kosmosie.
Jednym z najbardziej znanych zaleceń nauki dla ratowania powłoki ozonowej było wycofywanie technologii wytwarzania i licznych zastosowań szkodliwego dla niej freonu. Ten gaz jest już używany w minimalnym stopniu. Później obudzono się na groźne skutki używania azbestu. Obecnie jest on sukcesywnie wycofywany z technologii.
A co z dwutlenkiem węgla? Fotosynteza nie nadąża, co nie dziwi wobec z jednej strony – skali ubytku i stanu kondycji flory na Ziemi, a z drugiej – skali obecności na drogach aut na benzynę i ropę ziejących spalinami (mimo filtrów). Rozwiązania umożliwiające wchłanianie nadmiarowego dwutlenku węgla w powietrzu stają się kluczowymi wyzwaniami. Zapotrzebowane jest podjęcie przeciwdziałań niekorzystnym czy już nawet groźnym zmianom w środowisku. Takie wnioski podsuwa sama nauka, która zdobyła swoimi diagnozami rolę przewodnika w ratowaniu środowiska. Tezy nauki znalazły swoje miejsce m.in. w systemach prawnych wielu państw, a też w prawie Unii Europejskiej.
Argumentacja etyczna. Od dawna przenika ona do świadomości ludzi na całym świecie. Ubogacają i pogłębiają tę świadomość mądrości filozofów, autorytety z różnych dziedzin, twórcy literatury naukowej i dzieł literackich wyprzedzających epokę, a w codzienności – konsolidujące się wokół atakowanego grabieżczą polityką środowiska naturalnego waleczne dziennikarstwo reagujące ad hoc na zatrważające sygnały płynące z rzeczywistości.
Silnie etyka przemawiała i mówi nadal także w naukach Jana Pawła II, polskiego papieża.
Jeżeli mówimy o odpowiedzialności przed Bogiem, to mamy świadomość, że tu już nie chodzi tylko o to, co we współczesnym języku zwykło się nazywać ekologią. Nie wystarczy upatrywać przyczyny niszczenia świata jedynie w nadmiernym uprzemysłowieniu, bezkrytycznym stosowaniu w przemyśle i rolnictwie zdobyczy naukowych i technologicznych, czy w pogoni za bogactwem bez liczenia się ze skutkami działań w przyszłości. Chociaż nie można zaprzeczyć, że takie działania przynoszą wielkie szkody, to jednak łatwo dostrzec, że ich źródło leży głębiej, w samej postawie człowieka. Wydaje się, że to, co najbardziej zagraża stworzeniu i człowiekowi, to brak poszanowania dla praw natury i zanik poczucia wartości życia – Jan Paweł II mówił w 3. części przemówienia 12 czerwca 1999 roku w Zamościu, podczas VII pielgrzymki do Polski3.
Nagłaśniane racje stanowiące o podstawie życia na Ziemi, z zakazami niszczycielstwa darów natury i nakazami uzdrowicielskimi, przenikają myślenie współczesnych społeczeństw, klarując coraz wyrazistszy obraz sytuacji w świadomości społeczeństw i ich przedstawicieli.
Wspominając codzienność z czasów PRL-u i naukowe badanie okolic zakładów chemicznych z podpoznańskiego Lubonia. Problematykę znaną mi nie od dziś analizowałam z uwagą, powracając do licznych lektur naukowych, popularnonaukowych i sięgając po nowe. Śledziłam doniesienia z prasy i czasopism i innych mediów nie tylko polskich. Obserwowałam różne wydarzenia, niejednokrotnie angażując się w nie na wiele sposobów. Odsłuchiwałam nagrania dostępnych wypowiedzi postaci nauki i działaczy na rzecz środowiska. Czerpałam wiedzę z konferencji prasowych WFOŚiGW, targów tematycznie związanych z ekologią, a także wcześniejsze i późniejsze własne doświadczenia z zaangażowania w publikacje czy z czasów studenckich w badania z wczesnych lat 70.
Badania te m.in. prowadziło Naukowe Koło Chemików Wydziału Matematyczno-Fizyczno-Chemicznego UAM z udziałem biochemików i mikrobiologów w kilku strefach (odległościach) wokół Zakładów Nawozów Fosforowych w Luboniu − pod kierunkiem prof. Teofila Wojterskiego, botanika, fitogeografa, fitosocjologa i ekologa roślin, działacza ochrony przyrody, znanego z zaangażowania w badania i ochronę środowiska Tatr, w tym szczególnie Babiej Góry, autora wielu prac naukowych i m.in. książki popularnonaukowej „Babia Góra” (Warszawa 1978, 1983), redaktora: obszernego zbioru-przewodnika fitosocjologicznego „Guide to the Polish International Excursion 1-20 June 1978” (Poz. 1978) i „Atlasu rozmieszczenia roślin zarodnikowych w Polsce”.
Miałam to szczęście, że z prof. T. Wojterskim i jego córką (studentką biologii) oraz koleżanką ze studiów na te badania jeździłam jego terenowcem. Dzięki temu bliżej poznałam profesora, jego niezwykłą osobowość, i rzecz jasna − niejedno novum naukowe. W zaplanowanych, miejscach pobieraliśmy próbki gleby, roślin, także ustawialiśmy pułapki na małe gryzonie. Oględzinom i opisom poddawane były siedliska przyrodnicze łąkowe, leśne, nadwarciańskie. Lubońskie zakłady chemiczne, położone blisko Warty, której drugi brzeg przylegał do Starołęki, miały także udział w odprowadzaniu ścieków do tego akwenu. Wsłuchiwałam się w opinie prof. Wojterskiego, który, jak pamiętam, niemal zawsze stwierdzał, że nazbyt uboga jest tamtejsza flora czy to w lesie, czy na tamtejszych łąkach, o czym wiedziałam. Jednak także wskazywał, używając zawsze nazewnictwa po łacinie, jakich roślin nie ma, podczas gdy w odleglejszych od tego zakładu miejscach one występują, chociaż coraz rzadziej. Pobierane próbki były oznakowane i trafiały do analiz w laboratoriach w Collegium Chemicum UAM.
Z fabrycznego komina lubońskich zakładów, od pierwszych zmian naprawczych, które okazały się niewystarczające, aż po wyczekiwany finał − najpierw w latach 80. objawiany stopniowo już tak niestraszącym żółtawo-pomarańczowym czy rdzawym dymem tlenków azotu, tzw. lisim ogonem, o którym ironizowano w Luboniu „fabryka pomarańczy”, czy też białym (a także białym pyłem związanym z ówczesną produkcją fluowodoru HF, związku chemicznego wywołującego przerażenie nawet wśród ówczesnych pracowników tego zakładu). Wokół PZNF (Poznańskich Zakładów Nawozów Fosforowych) rozsnuwała się przenikliwa woń, docierająca niekiedy do odległych miejsc wraz z masami powietrza. A że w Luboniu, w niewielkiej odległości od „fosforów”, działały Zakłady Przemysłu Ziemniaczanego, rozsiewające specyficzne, również nieprzyjemne wonie − pomieszanie tych uciążliwych emisji z obu placówek przemysłowych dawało się we znaki nie tylko mieszkańcom Lubonia. Zapachy te były niekiedy wyczuwalne nawet w północno-zachodnich dzielnicach Poznania (na Winogradach). Po lubońskich „fosforach” z czasów PRL-u pozostały liczne ślady dewastacji i skażenia środowiska, w tym widzialne − wyschłe drzewa pobliskich ostoi leśnych. Z lat wspomnianych badań zapamiętałam smutny widok młodych sosen, wyschłych od strony zwróconej do zakładów. To była pierwsza zwracająca uwagę wszystkich szkoda i dowód trucicielskiej roli tych zakładów.
Dopiero po latach przeróżnych działań skupionych na pomocy środowisku walką o kolejne etapy przeciwdziałań skutkom istnienia tych zakładów, największego truciciela w okolicy, mieszkańcy Lubonia, Wir, Puszczykowa, Komornik, a też poznańskiego Dębca czy Górczyna odczuli ulgę − „fosfory”, jak potocznie nazywano tę fabrykę nawozów, przeistoczono w 2008 roku, po licznych zmianach jej nazw i form zarządzania, w firmę Luvena. Zmodernizowany zakład produkuje teraz nawozy dla rolnictwa, ogrodnictwa i impregnaty, prowadzi politykę ochrony środowiska, jest monitorowany. W marcu 2024 roku jego zarząd jednakże tak oto tłumaczył się publicznie w swojej witrynie internetowej przed lubonianami uskarżającymi się na nieznośne zapachy z zakładu:
W związku z pojawiającymi się w ostatnich dniach informacjami dotyczącymi naszej uciążliwości zapachowej, wyjaśniamy, że parametry pracy instalacji produkcji naszych nawozów są monitorowane oraz rejestrowane w systemie komputerowym i przebiegają z zachowaniem ustalonego rygoru technologicznego. Nie odbiegają od przyjętych i narzuconych nam w posiadanym pozwoleniu zintegrowanym norm, zapewniając brak negatywnego wpływu na zdrowie okolicznych mieszkańców. Od lat dokładamy wszelkich starań, by ograniczyć nasz wpływ na środowisko pracy i otoczenie zakładu, pracując nad redukcją substancji zapachowych, pomimo braku dostępnych technologii eliminujących całkowicie zapach4.
Jakże inna jest ta mowa od tej podawanej w dawniejszych odpowiedziach gremiów i przedstawicieli na interwencje prasowe dotyczące trucicielstwa różnych zakładów chemicznych w Polsce, gdy od postaw władających prasą (wtedy na ogół objętą monopolem państwowych, a tym samym królującą cenzurą) zależało, na ile w publikacjach dziennikarskich dozwolono na odsłonę prawdy.
Moja idea. Nigdy nie godziłam się z faktografią, w której człowiek niczym barbarzyńca demoluje swoją działalnością naturę. Niejedną godzinę spędziłam na analizach, dociekaniach i wnioskowaniu, aż dobrnęłam do prób rozstrzygnięć, jak wstępnie od strony organizacyjnej rozwiązać by można problemy związane ze stworzeniem samochodów-łąk. Ta idea jest adresowana do każdej osoby będącej posiadaczem samochodu. Najistotniejsza byłaby konstrukcja aut umożliwiająca zainstalowanie małej platformy z ziemią i roślinami na dachu. Także dobór roślin musiałby być dostosowany do pór roku w Polsce i gdzie indziej. A pory roku coraz to bardziej odbiegają od dawnych pamiętanych norm temperaturowych. W Polsce wiosną, latem i po części jesienią sprawdziłaby się flora kwietna, a zimą – zimotrwała albo cały rok iglaki. A których z nich cykl asymilacji dwutlenku węgla wykazuje najwyższy stopień, zależny przecież od fazy ich wzrostu? A jaki wpływ mają na te rośliny substancje toksyczne w powietrzu, wodzie i glebie?
I czyż nie lepiej byłoby też hodować własne naturalne wieloletnie choinki na dachu samochodu (i kontynuować tę hodowlę w doniczkach pod dachami domostw czy na balkonach)? To byłby sposób na ograniczenie lub nawet wyeliminowanie produkcji choinek z tworzyw, których wytworzenie chłonie energię i surowce i nie ma bynajmniej dobroczynnego wpływu na środowisko.
Można by zabezpieczać te „łąki” w określonych okolicznościach kopułą (z nasadką zacieniającą lub ochronną) z tworzywa „odwracalnego” i zapewnić im dopływ powietrza na przykład bocznymi szczelinami… A gdyby wprowadzić inne dodatkowe elementy także przyjazne naturze, jak: zbiorniki na wodę deszczową, aby roślinom ją zapewnić, nie pobierając jej z systemów wodociągowych, jednoznacznie możliwe byłoby oszczędzanie także tego dobra natury. Takie rozwiązanie byłoby również o wiele korzystniejsze dla środowiska niż na przykład hodowanie na balkonach większej liczby roślin, nawadnianych wodą z domowych kranów.
Bo nie jest »światło«, by pod korcem stało,
Ani »sól ziemi« do przypraw kuchennych,
Bo piękno na to jest, by zachwycało
Do pracy, praca, by się zmartwychwstało, C.K. Norwid, „Promethidion”5.
Móc kreować wspieranie natury naturą. Samochody-łąki w dużej skali byłyby sporym wyzwaniem dla wielu naukowców różnych dziedzin, również praktyków zawiadujących różnymi systemami, i wymagałyby współpracy z producentami samochodów. Do stworzenia podwalin skoordynowanego systemu trzeba by również symulacji rachunkowej – na ile opłacalne jest ekonomicznie takie rozwiązanie proekologiczne w porównaniu z kosztami alternatywnych metod, w tym np. masowej ekokomunikacji publicznej, niezdolnej jednak zastąpić indywidualnej, czy technologii wprowadzających samochody na wodór lub prąd elektryczny albo innych. Niezależnie od wszystkich modyfikacji napędu i zmniejszania zużycia paliw, wyciszania silników itp., w tym ergonomicznych, moim zdaniem, ta innowacja, a właściwie rewolucja, mogłaby znacząco wspomagać procesy i wprowadzane metody minimalizacji emisyjności, a nawet w dużym stopniu ograniczyć eksploatację innych dóbr natury.
Wobec faktografii. Najliczniejsze samochody osobowe mają konstrukcję pomyślaną ergonomicznie, więć tę ideę i moje rozważania można przyjąć jedynie za obraz-szablon poszukiwań potencjalnego zastosowania. Norwidowe dobro i piękno ze słów Maurycego w „Promethidionie”, podanych już w odległej epoce, może jednak być przypieczętowane pełniejszym przymierzem człowieka z naturą!
Co »piękne«, nie jest to — mówił Maurycy —
Co »się podoba« dziś, lub podobało,
»Lecz, co się winno podobać«; jak, niemniej,
I to, co »dobre«, nie jest, z czym przyjemniej,
Lecz, co »ulepsza»1.
Zachęcam wszystkich do ochotniczych inicjatyw i prezentowania ich pod pełnymi dumy ze swojego myślącego i odpowiedzialnego człowieczeństwa hasłami: Pionier lub Inicjator naprawy natury naturą albo Rewolucjonista dla natury czy Myślę, więc jestem… Za lasy Amazonii… Za karczowane puszcze… Ratownik Matki Ziemi…
Jednym ze zrealizowanych pomysłów, który w Poznaniu już pochłania zanieczyszczenia uliczne: spaliny i smog, jest mural pokryty farbami fotokatalicznymi. Zatem farby katalityczne mogą sprzyjać mojej idei w wersji znowelizowanej. Mimo że te farby są produktami wymagającymi technologii, które nie wiadomo, ile balastu wsączają w naturę i ile czerpią z jej bogactw.
Zachęcam reprezentantów nauk wielu dziedzin i producentów samochodów i akcesoriów – do podjęcia badań i działań w przekazanej przeze mnie idei-wizji naprawy natury naturą. Niechby ta droga potencjalnie szeroka została otwarta w poczuciu współodpowiedzialności za życie na Ziemi.
Stefania Pruszyńska
Grafika: Innian Neomodus 3, Stefania Pruszyńska
© Wszelkie prawa zastrzeżone
____________________________________________________________________________________________________________
1 C.K. Norwid, Promethidion. Rzecz w dwóch dialogach z epilogiem, wersy 88-92 [w:] Wolne lektury https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/promethidion.html [dostęp: 25.09.2024].
2 Ten, tamże, wersy 662-666.
3 Jan Paweł II, w 3. cz. przemówienia 12.06.1999 w Zamościu, [za:] „Opoka”, Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła…, 23.06.1999, https://opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/przemowienia/zamosc_12061999.html [dostęp: 23.09.2024].
4 Zarząd zakładów Luvena treść wyjaśnienia podał w swojej witrynie 29.03.2024 w publikacji działu Aktualności pt. „Informacja dotycząca uciążliwości zapachowej” https://luvena.pl/aktualnosci/[dostęp: 25.09. 2024].
5 C.K. Norwid, Dz. cyt., wersy 230-234.
Tutaj załączam moje strofy z 2019 roku, nawiązujące do tematu