Ofiary nie zmartwychwstaną. A koszmar śledztwa trwa… Oni zginęli! Zginęli! Pod Smoleńskiem. Reprezentacja narodu polskiego! Nasza. Znakomitości, ludzie działania, zasłużeni w tworzeniu nowej demokracji czy demokracji w ogóle w Polsce. Cokolwiek w tej sprawie post factum się dzieje, nie ma na już żadnego wpływu na to wydarzenie. Nikt tej bolesnej karty w naszej polskiej historii nie odwróci. Zginęli też inni Oni − podczas stanu wojennego.
Śledztwo, dociekania, droga po śladach − wszystko jest spóźnione. Dramatyczni bohaterowie wyjazdu do Katynia nie zmartwychwstaną. A jednak ciągle trwa wojna na słowa, na dociekania, na tropy, na śledztwa. Koszmar ten skomentował znakomity w wyważonych opiniach karnista prof. Piotr Kruszyński: „Mam mętlik w głowie. Nie rozumiem”.
Opinia publiczna w jasyrze. Widz, słuchacz i czytelnik relacji o kolejnych wątkach wojny o odsłonę sceny tego dramatu staje się obserwatorem poddanym niespójnym tezom, zmaganiom wielu racji, a także podejrzliwości i teorii o spisku. Niekiedy staje się obserwatorem i zarazem zakładnikiem zniesmaczonym gorszącą wręcz albo naiwnością, albo zajadłością filozofii drążenia w kierunku prawdy i zaprzężeniem koni politycznych różnej maści do rydwanu w pogoni za nią. Bo w końcu chyba chodzi o jakąś prawdę pod szyldem jednej czy drugiej formacji – ma tak prawo myśleć i być upoważnionym do własnej teorii na ten temat, ciekawym, czy zbliża się w niej do tej najsilniejszej i obiektywnej diagnozy wydanej przez te gremia, czy do teorii i opinii środowisk prawniczych, prokuratorskich, czy też raczej do teorii wygenerowanej np. w niezależnych środowiskach, w tym – opiniotwórczych i takich też mediach albo do głośnego i nieprzejednanego krytyka działań rządowych w tej sprawie, np. lidera Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego i całej formacji.
Bo zagrożona jest wolność słowa. Probierzem w tej materii staje się ostatnio optyka na sprawę zwolnienia z redakcji redaktora Cezarego Gmyza, dziennikarza „Rzeczpospolitej”, po opublikowaniu jego artykułu „Trotyl na wraku tupolewa”. O zagrożeniu wolności słowa można by mówić na wiele sposobów. Krzyk w tej kwestii podnoszą przede wszystkim obrońcy wolności słowa, w tym politycy, często posługujący się taką ideą dla własnych celów. Także zorganizowane gremia dziennikarskie, których powaga i upoważnienie do takiej opinii wynika ze znawstwa zawodu dziennikarskiego, obowiązującego prawa prasowego, praw pokrewnych i zagrożeń w wykonywaniu tego zawodu, różnych form stosowania presji, a także w sytuacjach szczególnych − wymuszanego zjawiska autocenzury, np. w imię poprawności politycznej, redakcyjnej etc. To zjawisko ma różne oblicza, najdotkliwsze jednak w państwach totalitarnych, gdzie niewygodny politycznie dziennikarz jest poddawany szykanom. Podobnie − każdy z nas, dziennikarzy, wynosi ze swoich doświadczeń obraz tej wolności. To ostatnie z wymienionych wyżej zjawisko autocenzury jest niewykrywalne, a jednak bywa skutkiem doznawania silnej presji i samo w sobie jest stanem bardzo niszczącym odwagę słowa i wolność w wyrażaniu własnej opinii, podejmowaniu tematów trudnych, np. obciążonych ryzykiem, nieścisłością wskutek niedostatku informacyjnego, niepotwierdzenia w źródłach ważnej informacji uzyskanej niekonwencjonalną drogą, a nie w sposób gwarantujący jej pewność. Dlatego tak ważne jest jednak wsparcie dla odwagi, bo jeśli za nią dziennikarz traci pracę…
Sygnał wysłany w treści publikacji można weryfikować, uznać za godny zbadania, jeśli nie jest oparty o mocne dowody. Jednak waga sprawy, jeśli jest tak poważna jak w przypadku tragedii smoleńskiej, wymaga nie tylko odwagi.
W sprawie trotylu na wraku tupolewa rozpętała się wielka dyskusja, z której obserwator wychodzi z połamaną głową – tyle różnych argumentów podają różne postacie. Cieszyć się może natomiast producent detektorów TNT − z wielkiej, choć niepewnej reklamy swojego produktu, który dowodzi, iż nie ma mowy o jakiejkolwiek pomyłce, podczas gdy niektórzy przeczą. A tymczasem trzeba nam się przede wszystkim pochylić nad ofiarami tego dramatu.
Polemiki czy wojna. Media tak różne przecież, w tym i te w Internecie o charakterze niezależnych witryn, portali, w których aż roi się od silnej krytycznej publicystyki i optyki „pod prąd”, i te zorganizowane, oparte na potężnych filarach finansowych wydawcy – to chwilami dwa różne światy polemizujące ze sobą. Te krytyczne, niezależne, występują w roli agresywnych polemistów z mediami urynkowionymi. A zwykłemu obywatelowi ani nie przybywa od tych wojen na idee, zarzuty nic w duszy dobrego ani nie rośnie z dumy serce. Bo tyle wysnuto nitek z ochędożnej szaty demokracji, iż można się bać jej obnażenia.
W 31. rocznicę ogłoszenia stanu wojennego. Dzisiaj w całej Polsce NSZZ „Solidarność” organizuje w każdym regionie obchody rocznicowe, podczas których wiele jest aktów pamięci o tych, którzy zginęli wtedy – w imię walki o lepsze jutro dla Polski i Polaków. W Warszawie PiS zapowiedział marsz w obronie wolności i niezależności. Druga formacja PO wyprzedziła tę inicjatywę m.in. własnymi spotami w telewizji.
Stefania Pruszyńska