
Artyści w pierwszych dniach wojny w lutym i marcu 2022 r. Fot.: Yermilov Centre
A kiedy przyszło bezpośrednie zagrożenie, pojawiło się pytanie o życie i śmierć, to zaczęło dochodzić do ludzi, że póki nie mamy prawa głosu, póki nie wiemy, kim jesteśmy, to łatwo nami manipulować. Człowiek zrozumiał, że jest jakby przepołowiony, od dziecka był tak formowany, wmawiano mu, że jest nikim, nic mu się nie uda, jest zły. I teraz pojawiła się potrzeba takiej psychoterapii. Nagle doszliśmy do wniosku, że potrzebujemy swojego własnego rozumienia świata. Ukraina przeszła to doświadczenie – Mikołaj Bogajewicz, wyznanie jednej z postaci w mojej powieści pt. Guzik Francuza.
A Tadeusz Borowski onegdaj w Wyborze opowiadań zawarł stwierdzenie: To myśmy budowali piramidy, rwali marmur na świątynie i kamienie na drogi imperialne, to myśmy wiosłowali na galerach i ciągnęli sochy, a oni pisali dialogi i dramaty, usprawiedliwiali ojczyznami swoje intrygi, walczyli o granice i demokracje. Myśmy byli brudni i umierali naprawdę. Oni byli estetyczni i dyskutowali na niby.
*****
Ołeksandr Sawczuk oddzwonił i obaj mężczyźni mogli się rozpoznać na ulicy. Miał przewieszony przez ramię futerał instrumentu muzycznego.
– Miło mi pana poznać.
– Jest pan muzykiem? Czy to gitara?
– Grywam. Ale to nie gitara. Proszę wejść do środka – zaprosił Bogdana do knigo-ukrytti, czyli książko-schronu, a nazwa ta ma i praktyczne, i symboliczne znaczenie. – Zapraszam do mojego biura. Zaparzę herbatę. A pan niech obejrzy w tym czasie książki. Proszę bardzo.
Bogdan obejrzał kilka opracowań dotyczących architektury ukraińskiej: o cerkwi drewnianej w Galicji Wschodniej, drugi o cerkwi na Ukrainie Słobodzkiej, dalej monografie poświęcone poszczególnym architektom, malarzom itd.
– Ciekawa forma tych cerkwi, to barok kozacki?
– Tak. Proszę spojrzeć na wieże. Wysokie. Pełniły dodatkowo funkcje punktów obserwacyjnych. Bo na tych terenach pojawiali się często wrogowie.
– To jest niesamowity budynek. Niespotykana forma i detal architektoniczny – Bogdan wskazał na Dom Ziemski w Połtawie.
– Zbudował go Wasyl Kryczewski, ukraiński architekt, malarz i grafik. Budynek jest monumentalny, ale wykorzystano formy i zdobienia architektury kozackiej – proszę spojrzeć na zamknięcia okien.
– Aż dziwne, że Moskwa na to pozwoliła.
– Zbliżała się wojna światowa, może potrzebowali rekrutów. Chcieli jak zawsze kupić Ukraińców. Byli głupi.
– W Wielkopolsce także trwała wówczas wojna kulturowa. Prowadzona między innymi za pomocą różnych kostiumów architektonicznych. W Poznaniu obowiązywał oficjalny styl niemiecki. A pałace w majątkach polskich ziemian budowano w stylu francuskim albo rodzimym. Najbardziej znanym architektem był Roger Sławski. Nawiązywał do polskiego neoklasycyzmu, baroku, innych form architektury narodowej.
– Mamy też sporo książek poświęconych szeroko rozumianej ukraińskiej myśli. Prace Skoworody. A tu Jurij Szewelow, Tryptyk o przeznaczeniu Ukrainy.
– Klasyka. Chciałbym to kupić.
– Mam ostatni egzemplarz. Za trzy tygodnie będzie dodruk. Widzi pan. Ja nie podchodzę do mojej pracy jak do biznesu, stąd i małe nakłady. Takie, na jakie pozwalają czytelnicy wydawanych przeze mnie książek. Czuję po prostu potrzebę mówić o tym, co najważniejsze dla naszej kultury. Nie mam tu pozycji, powiedzmy, modnych. Bo to, co powierzchowne, co idzie z wiatrem historii, to przemija. Staram się układać puzzle i odtworzyć mapę ukraińskiej tożsamości narodowej. Bo my, specjalnie na wschodzie Ukrainy, byliśmy jej w największy sposób pozbawiani. A Charków był przecież pierwotnie ważnym ośrodkiem ukraińskiej literatury. Tu działał Petro Hułak-Artemowski, tu powstała pierwsza szkoła ukraińskiego romantyzmu.
– Przeżyliśmy coś podobnego w Wielkopolsce. Jednak później wygraliśmy powstanie wielkopolskie i negatywne procesy zaczęły się odwracać. Pod tym względem Charków i Poznań są do siebie podobne. Kluczowa była wojna o mowę.
– Tak. Słuchałem kiedyś bardzo chętnie Czajkowskiego, Musorgskiego, Rimskiego-Korsakowa. Ale powiem tak. Często to powtarzam. Nikt nie lubi moskiewskiego baletu. Bo za nim przyjeżdżają czołgi.
– I przyjechały ponownie. Pan wówczas wierzył, że to może się wydarzyć?
– Nie. Do ostatniej chwili sądziłem, że Moskwa do tego się nie posunie. Że owszem, będą prowadzić wojnę ekonomiczną, informacyjną, kulturową. Ale jednak, że poprzestaną wyłącznie na manifestacji siły.
– Ja także nie wierzyłem. Powiem więcej, sądziłem, że Moskwa się europeizuje, że zachodzą tam pozytywne zmiany.
– Ale to tylko ich taktyka i propaganda. Nas oszukiwali w ten sposób wiele razy, aby wykorzystać nasze zasoby ludzkie. Najpierw poluzowanie, przyzwolenie na ukrainizację literatury i szkolnictwa. A później wojna albo sztucznie wywołany głód.
– Niestety. Ich elity pod tym względem są niezmienne. Elity? Chciałem powiedzieć mafia.
– A teraz panu zagram.
– To przecież jest bandur! – Bogdan domyślił się, zanim Ołeksandr Sawczuk wyjął z futerału swój skarb.
– Odtworzyłem ten instrument dwadzieścia lat temu, na podstawie oryginalnych instrumentów z XVIII stulecia. To znaczy nie ten, a poprzedni egzemplarz. Ludzie, którzy nie umieli inaczej zarabiać, po prostu grali. Rekonstruujemy ich manierę. Styl, w jakim grali kobziarze.
Wydawca wartościowych książek, wykładowca akademicki, absolwent uczelni technicznej, na początku swej drogi zawodowej konstruktor czołgów – zmienił się w skupionego na grze i śpiewie, uduchowionego bandurzystę.
– To Skoworoda. Bardzo popularny utwór. Niezwykle charkowski. To jedna z kilkudziesięciu jego pieśni. Kobziarze bardzo cenili Skoworodę. Adepci chrześcijańskiego życia i moralności. Śpiewali religijne pieśni, kantyczki, psalmy, takie, które służyły szerzeniu moralności. Ta tradycja została zniszczona w czasach władzy radzieckiej, w latach 30. Ludzie zostali po prosu fizycznie zniszczeni, dlatego że śpiewali pieśni religijne, dlatego że śpiewali o historii Ukrainy, o Mazepie itd. A to było oczywiście radzieckiej władzy niepotrzebne. Do nas dotrwało trochę zapisów, informacji. I ja zajmuję się tym zagadnieniem właśnie poprzez wydawanie książek o kobziarstwie. Niedługo ukaże się nowa pozycja. Ale co ważne, pan teraz wyjdzie na ulicę i zapyta charkowian, co to takiego kobziarstwo. Nikt tego nie wie. Pewnie ktoś powie, gdzieś to jest, daleko stąd. To fenomen naszej kultury. Ludzie sądzą: to nie tutaj, a tam. Pan wie, u sąsiada i żona ładniejsza, i dom wyższy. U nas charakterystyczne jest, że ludzie nie identyfikują się z własną kulturą. I moje zadanie polega na tym, by pokazać, że chociaż tu dużo ludzi przyjechało, pracowało w fabrykach, był rozwój i było pięknie, to jednak trzeba zawsze pamiętać, kim jesteś, jakie jest twoje terytorium. Rozumie pan, do czasu wojny trudno było o tym mówić. Bo ludzie sądzili, że to było już dawno, że teraz jest nowe życie, tu byli Moskale, i Tatarzy, i Ukraińcy, i Żydzi, świat wielokulturowy. Ale kiedy ludzie zaznali niebezpieczeństwa, ze strony Moskwy, zrozumieli, że trzeba mówić o kulturze ukraińskiej, o cywilizacji, która odnosi się bardziej do Europy.
A kiedy przyszło bezpośrednie zagrożenie, pojawiło się pytanie o życie i śmierć, to zaczęło dochodzić do ludzi, że póki nie mamy prawa głosu, póki nie wiemy, kim jesteśmy, to łatwo nami manipulować. Człowiek zrozumiał, że jest jakby przepołowiony, od dziecka był tak formowany, wmawiano mu, że jest nikim, nic mu się nie uda, jest zły. I teraz pojawiła się potrzeba takiej psychoterapii. Nagle doszliśmy do wniosku, że potrzebujemy swojego własnego rozumienia świata. Ukraina przeszła to doświadczenie.
To była terapia szokowa – w 2022 roku. Powiedziano nam, że zaraz was rozstrzelamy, że i tak jesteście Moskalami. Ale Ukraińcy wreszcie poczuli, że mogą zaprotestować. Jako wykładowca i wydawca nie staram się walczyć z ludźmi, z ich poglądami. To niepedagogiczne powiedzieć komuś, że musi nagle wszystko zrozumieć. Nie, to proces. Proces, który wymaga czasu. To emocje, książki, sztuka. Nie można powiedzieć, masz być Ukraińcem. To nie działa, jak pokazało oświecenie. Daje szybko rezultaty, ale na dłuższą metę nie. I kiedy to zrozumiałem zacząłem wykonywać instrumenty. To musi się stopniowo rodzić w człowieku, należy znaleźć to w sobie samemu. Tak, a ten instrument jest bandurą tradycyjną. Z niej rozwinęła się akademicka odmiana. Podobny rozwój przechodzi wiele instrumentów muzycznych, które z początku są ludowe, a potem akademickie, przeznaczone na scenę. Wydałem książkę o instrumentach Ukrainy. Znajdzie pan tam dużo odniesień do źródeł polskich, czeskich.
– A słyszał pan może o armeńskich gusan? W perskiej kulturze nazywają ich gosan. Grają i śpiewają pieśni o bohaterach. Myślę, że to ma związek z tym tematem.
– Myślę, że tak. To dziedzictwo kultury indoeuropejskiej. Dawny epicki repertuar.
– W Serbii nazywają się guslar.
– W Serbii gusli to skrzypce. A u nas to taki instrument – Ołeksandr Sawczuk przeciągnął palcami po strunach.
– Czyli szarpany.
– Tak. Zaszła kontaminacja terminów. Ale to słowiańskie słowa. Słowiańska tradycja.

Artyści w pierwszych dniach wojny w lutym i marcu 2022 r. Fot.: Yermilov Centre
******
– Natalka także już przyszła – powiedział Ołeksandr Sawczuk. I Bogdan po raz kolejny przestąpił progi książko-schronu.
– Dzień dobry. Nazywam się Natalka Marynczak.
– Jest pani poetką. Czym zajmuje się pani ponadto?
– Pracuję w Radio Nakypilo (92,2 FM). Poza tym jestem wolontariuszką.
– Chciałbym zapytać o to, w jakim języku mówiło się w pani domu?
– W obu językach. Ale ukraiński był i jest moim pierwszym językiem.
– Czytałem o pani, że jest pani osobą religijną. Proszę mi o tym opowiedzieć.
– Ojciec jest duchownym kościoła prawosławnego. Ale mój rozwój duchowy, potrzeba dokonania wyborów, po jakiej stronie stoimy, to wszystko wiąże się przede wszystkim z doświadczeniem wojny.
– Przejdźmy do wierszy. Słuchałem pani recytacji. Także przy akompaniamencie gitary elektrycznej. Ten film, w którym występuje pani na tle morskich bomb głębinowych.
– Ach tak, wiem który. Proszę zobaczyć, to mój tomik.
– Zaraz kupię u pana Ołeksandra. I będę czytał, choć nie znam jeszcze ukraińskiego.
– Nie stosuję znaków interpunkcyjnych, więc może być panu trudno. Ale każdy wers zawiera odrębny sens.
– Nie stosuje pani przerzutni?
– Nie. Ważny jest rytm psalmu. Bo niesie spokój ludzkiej duszy, wyrównanie rytmu serca. Pozwala przygotować się do bytowych wyzwań. I po prostu przetrwać. Poezja to jedyna sztuka, która umożliwia szybkie przepracowanie naszych doznań. Na przykład doświadczenia nalotu rakietowego. Pozwala uzyskać siłę, aby przeciwstawić się demonicznemu złu – mam na myśli Moskwę. Trzeba być spokojnym. Nie bać się. I to umożliwia naturalny, wewnętrzy rytm psalmu.
– Bardzo ciekawe.
– Religia daje nam możliwość pomagania ludziom. Ja pomagam czterdziestu starszym osobom, a do tego trzeba być spokojnym, skupionym. Tak samo pomaga pracować w radiu, wydawać książki. Dlatego poezja jest czymś na kształt religii. Mam nadzieję, że daje odczuć czytelnikowi sytuację, w jakiej znaleźliśmy się w czasie wojny.
– Proszę powiedzieć o pani pracy jako wolontariuszki.
– W 2022 roku założyłam hub pomocy przy kościele mojego ojca.
– Pod jakim wezwaniem jest to kościół?
– Johana Bogoslawa. Pomagaliśmy i nadal pomoc od nas otrzymuje około tysiąca osób.
– Przychodzą do cerkwi?
– Nie. Robimy pakiety zawierające kaszę, konserwy mięsne, rybne i warzywne, cukier. Zawożę je do około czterdziestu osób dziennie. Wówczas, po 24 lutego, w mieście zostało może trzysta pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców. Ale ci, którzy wyjechali, przysyłali grosz. A czasem dostarczali na przykład transport ziemniaków.
– Jak rozumiem, nie pomagała pani tylko ludziom z parafii pani ojca.
– Pomagaliśmy, oczywiście, wszystkim. Potrzeby były wielkie. Zostało nas kilka osób związanych z parafią. Dowiadywaliśmy się, gdzie są w Charkowie ludzie, którzy potrzebują pomocy i jechaliśmy do nich. Dopiero we wrześniu, październiku 2022 roku zaczęli stopniowo wracać mieszkańcy. Ale głównie w następnym roku. Otworzyły się sklepy itd. A w tamtym okresie w całym mieście było czynnych może dziesięć aptek. Teraz wszystkie pracują. Kupowało się leki i zawoziło potrzebującym. Także specjalne jedzenie, na przykład dla diabetyków.
– Jeśli dobrze zrozumiałem, w 2022 roku zostali w mieście sami starsi ludzie.
– Absolutnie nie. Wolontariusze to ludzie aktywni, w moim wieku albo Ołeksandra. Ludzie świadomi i zaangażowani, często artyści.
– A czy Żadan był wtedy w mieście?
– Był cały czas, niekiedy jechał za granicę, aby zorganizować środki. W mieście było wtedy dwóch poetów: Natalka Marynczak i Serhij Żadan – uśmiechnęła się.
– No jeszcze Oleg Kadonow – dopowiedział Ołeksandr Sawczuk stojący w drzwiach.
– Jest pani także dziennikarką. Na pewno zna pani dane dotyczące strat ludności cywilnej miasta.
– W 2022 roku nie mieliśmy świadomości, jak liczne mogą być straty. W następnym roku obieg informacji był lepszy. Dla żurnalisty, z zawodowego punktu widzenia, to ciekawe wiedzieć, jak działają służby. Gdzie było bombardowanie, co zniszczono. Ale dla poety to straszne wiadomości: jakie były straty, kto umarł.
– Rozumiem. Staram się zrozumieć.
W piątek o 18.30 odbyło się spotkanie poetyckie Natalki w klubie Pintagon. Bogdan znalazł się na miejscu godzinę wcześniej, bo mimo że klub był dość blisko jego domu, bał się, że znów GPS przestanie działać, a poza tym miał ochotę pospacerować i posiedzieć trochę w knajpie. Stopniowo zaczęło w niej przybywać ludzi, którzy mieli podobny koncept rozpoczęcia wieczoru. Wśród nich pani mieszkająca od dziewięciu lat w Niemczech, jak się okazało później – przyjaciółka pani Natalki.
– Pracuję w domu pomocy dla uciekinierów z Ukrainy.
– Ciekawe. U nas także dużo uciekinierów. Poznałem kilkadziesiąt osób.
– Jak pan sądzi, czy Polacy rozróżniają mowę ukraińską od moskiewskiej? Tych z zachodu kraju od tych ze wschodu?
– Ja dostrzegam różnicę. To znaczy samo brzmienie języków łatwo odróżnić. Ale zrozumienie złożoności problemu języka zajęło mi około trzech lat. Właściwie zobaczyłem wszystko we właściwym świetle dopiero w Charkowie.
– Tak, to dobre miasto.
– Znakomite. Stąd pochodzi miedzy innymi Jurij Szewelow, ale także Edward Limonow, nazista.
– Skąd pan zna Szewelowa?
– Zwrócił mi na niego uwagę pewien ukraiński intelektualista. Szewelow, o ile dobrze zrozumiałem, wykazuje, że dziedzicami kultury ruskiej i języka ruskiego są Ukraina, Białoruś oraz Nowogród. Z tym że język nowogrodzki zniknął, ponieważ mieszkańców tamtego miasta wymordowano. A Charków się obronił.
– Oby to była prawda.
– Natomiast język Moskwy to całkiem inna sprawa. Był to słowiański pidżin ugrofińskich poddanych Moskwy. Dodano do niego słowa cerkiewno-słowiańskie i francuską gramatykę. I stworzono nowy język. Wytresowano zdolną młodzież, aby władała nim jak bronią. Pomniki tych poetów są wszędzie tam, dokąd doszedł but moskiewskiego żołdaka.
– Tak – patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami.
– Dla pani to oczywistość. A w Polsce wierzymy, że Moskwa to spadkobierca Rusi.
– Ale pan jest w lepszej sytuacji. Może pan powiedzieć w powieści wszystko, co zechce.
Wieczorek był nad wyraz udany. Siedząca obok Bogdana kobieta płakała. Przed dwoma laty uciekła z okupowanego Enerhodaru. Jazz i głos Natalki panowały w przestrzeni klubu. Prowadzący przedstawił wykonawców: Natalka Marynczak – wiersze, Serhij Dawydow – instrumenty klawiczowe, Kirył Honczar – gitara. A potem pokrótce omówił najnowszą historię klubu. W 2022 roku mieszkali tu ludzie. Ci, którym zabrano lub zburzono domy. Klub Pintagon znajduje się w piwnicy. Stanowi zatem bezpieczne schronienie. Bogdan rozmyślał, jakim to sposobem sprowadzić Natalkę do Polski. Aby ludzie usłyszeli jej spokojny głos i poznali jej świadectwo.
Wieczorek poetycki Natalki Marynczak odbył się 17 stycznia 2025 roku.
Mikołaj Bogajewicz
Zamieszczone fragmenty stanowią części mojej powieści Guzik Francuza, osadzonej w realiach współczesnej Ukrainy czasów wojny. Fabularyzowany wywiad został przeprowadzony w styczniu 2025 roku.
Fotografie udostępniło do publikacji Yermilov Centre. Na fot.: Życie artystów w pierwszych dniach wojny w lutym i marcu 2022 roku.
__________________________________________
NOTY BIOGRAFICZNE

Mikołaj Bogajewicz. Fot. Stefania Pruszyńska, redakcja Gazety Autorskiej IMPRESJee.pl
Autor opublikowanych fragmentów powieści Guzik Francuza: Mikołaj Bogajewicz – absolwent historii sztuki na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Laureat konkursu poetyckiego im. Scherffera von Scherffensteina w Brzegu w 2012 roku. Pokłosiem tego konkursu był tomik Dolina Kamionki.
W wierszach nie stroni od tekstów kultury i odniesień historycznych. W prozie nawiązuje do konwencji fantasy i wykorzystuje motywy pochodzące z mitologii irańskiej. Stara się pisać na tematy aktualne – o problemach polskiej emigracji oraz wojny.
Opublikował tomiki wierszy: Pomyślny obrót, Bliskość i zespolenie, Dolina Kamionki, Kwadrat w kwadracie. Wydał także książki prozatorskie: Doktor Rustam i podwodne zwierzęta, Dziś do czwartego świtu. W przygotowaniu są kolejne powieści.
Ołeksandr Sawczuk – wydawca i wykładowca na Uniwersytecie Narodowym im. Wasyla Karazina w Charkowie, bandurzysta. Wydawnictwo Ołeksandra Sawczuka zostało założone w 2010 roku. Koncentruje się na publikacji literatury naukowej. Rozwija także projekty związane ze sztuką, architekturą i dziedzictwem kulturowym. W 2023 roju rozpoczęła działalność Knygo Ukrytya (Książko-Schron) – nowa firmowa księgarnia.
Natalka Marynczak – poetka, dziennikarka, wolontariuszka. Pracuje jako redaktor programów telewizyjnych, a także redaktor i prezenter wiadomości radiowych (Radio Nakypilo 92,2 FM). Autorka książek poetyckich, między innymi: Nestrymno, Tam, de wdoma (współautorka) 112 wierszy o miłości i wojnie – Widczajespynne. Współautorka wraz z Kostiantynem Zorkinem projektu artystycznego W imieniu miasta – Muzeum Literatury w Charkowie.
Fot. Mikołaja Bogajewicza i oprac. inf.: Stefania Pruszyńska