Incydent zdarzył się niedawno, a był poruszany także w innych mediach. Wzburzył szczególnie Miklosza Deki Czureję − romskiego wirtuoza skrzypiec.
Nie po raz pierwszy poczuł się on dyskryminowany. Sama byłam świadkiem i zarazem uczestniczką zdarzenia, w którym Mikloszowi Deki Czurei, Annie Markowskiej, całej rodzinie i mnie jako ich gościa − uniemożliwiono zajęcie stolika w jednej z restauracji w Poznaniu. Także odczułam tę sytuację jako poniżającą mnie, podobnie − pozostali uczestnicy zamierzonej a uniemożliwionej biesiady nie mieli bynajmniej żadnych powodów do innych odczuć…
Nie pamiętam daty, kilka lat temu… Po prostu zastosowano metodę „wyproszenia z lokalu”, używając argumentu: „brak miejsc”, choć gołym okiem było widać, iż tych miejsc nie brakuje. Kilka stolików świeciło pustką, a na żadnym z nich nie było widzialnych oznakowań o rezerwacji.
Owo „wypraszanie” można odczuć na tyle sposobów, na ile jest ono stosowane. Nie ma przesady w tym, iż to jedna z form dyskryminacji. Wystarczy być czarnowłosym, śniadym, ze specyficzną urodą albo w przypadku kobiety − mieć oprócz śniadej cery i takiej urody suknię z falbanami do kostek, czyli mieć to charakterystyczne coś, co znaczyć może: wygląd na przykład Romki czy Roma.
Anna Markowska, prezes Fundacji „Bahtałe Roma”, mówi, że dzieje się tak mnóstwo razy. − To nie jest żadne niezwyczajne. Romowie to odczuwają bardziej, niż gotowi są o tym krzyczeć. Wielu z nich to mówi.
Jednak nikt nikogo nie zmusi do zmian postawy, żadne prawne zapisy tego nie zapewnią, choć utorują drogę do pożądanej świadomości w tym względzie, która będzie równoznaczna z rozumieniem obowiązku respektowania ładu prawnego. I że dyskryminacja jest łamaniem prawa.
Romowie, lecz przecież nie tylko oni, potrzebują i mają swoich obrońców i rzeczników. Im ich więcej będzie, tym lepiej. Pod warunkiem jednak, że będą oni rozpoznawać sprawy, problemy bez fanatyzmu zarówno proromskiego, jak i propozaromskiego. Do tych i tak pojmowanych ról trzeba nie lada autorytetu. Ani odwaga, ani wiedza, ani tzw. delegowanie zaufania nie gwarantują niczego.
Nie ma prostych dróg do zmian. Zresztą, jak pokonać choćby niechęć, stereotypy, w tym te nacechowane nietolerancją, podejrzliwością, jakimiś wysnutymi i powtarzanymi zarzutami, że wszyscy Romowie są źli albo że źli są wszyscy Polacy, Niemcy? Nawet argument: historia wniosła wiele dramatów, zbrodni, za które jednak odpowiedzialności nie mogą dźwigać ci, którzy nie mają z nimi nic wspólnego − nie przebija skorupy stereotypów. Trwanie tych stereotypów ugruntowują postawy i zachowania jednych nie budzące dobrych emocji drugich.
Od dawna podejmowane są liczne inicjatywy wobec Romów. Otworem stoi zdobywanie wiedzy i wykształcenia. A to właśnie wykształcenie, wiedza, umiejętności i talenty to droga mogąca zapewnić nie tylko Romom dobrą pozycję społeczną i ekonomiczną. Także stabilizację życiową. Gdy Romowie w pełni będą korzystać z tych możliwości, słać swoje dzieci do szkół z przekonaniem, a nie tylko dlatego, że taki obowiązek ustanowiono w prawie, sami będą współkonstruktorami dobra zarówno własnego, jak i wspólnego. I znacznego postępu.
Te zmiany na lepsze zależą jednak od zmian postaw, nastawień i nawyków. Od pracy nad sobą, konsekwentnego wysiłku w edukacji zwłaszcza młodych pokoleń i nie tylko Romów przecież.
A jak pozyskać zaufanie ludzi z otoczenia i zmienić niekorzystne opinie nie-Romów o Romach, gdy grają emocje, animozje, a strach paraliżuje dialog. Oto nie-Romowie mieszkający w sąsiedztwie Romów twierdzą, że „Cyganie są tak głośni, wrzaskliwi, klną i się kłócą i to bez względu na porę dnia czy nocy, że pozostaje nam tylko się wyprowadzić”. I nagle po barwnym opisie tych sytuacji pytają mnie prawdziwie przerażeni: „Czy w ogóle mogą o tym porozmawiać z tymi Cyganami i czy ci Cyganie nie uznają ich za wrogów?”. Ręce opadają po takich pytaniach. To po prostu już dowód na kalectwo myślowe albo też takie poczucie zagrożenia i jednocześnie bezradności, że szukają rady nie tam, gdzie powinni jej szukać. Moja odpowiedź: „Człowiek człowiekowi nierówny. Skąd mam wiedzieć, jak ci konkretni ludzie zareagują i w jaki sposób będzie podjęta rozmowa?! A rozmawiać trzeba! Grzecznie wyjaśnić, próbować coś uporządkować w trudnych kwestiach. Ani strach, ani agresja nie są dobrym gruntem” − nieco zachwiała ich przekonaniem, że ktoś im „rozwiąże problem za nich samych”. Wyraźnie jednak ci ludzie, umęczeni „stylem” życia ich sąsiadów − Cyganów, bo tak tradycyjnie nazywają Romów, unikali jakichkolwiek zgłoszeń na policję. Bali się, że może być jeszcze gorzej.
Wielu razi bogactwo niektórych Romów, jego znamiona zewnętrzne. Dlaczego tak myślący i mówiący z góry snują przypuszczenia, że tego się nie zdobywa uczciwą pracą? Albo talentem artystycznym? Talenty są diamentami, które szlifuje wielka praca. Jedni zaś nie zaniechają mistrzowskiego szlifowania, inni zmarnotrawią te skarby niestarannym szlifem, a jeszcze inni w ogóle ich nie dostrzegą. Dla Romów zaś zawodem kontynuowanym z pokolenia na pokolenie najczęściej jest właśnie zawód artysty − muzyka. Ten zawód umożliwia im zarobkowanie, a niekiedy rozwój czy nawet karierę. Inne zawody albo zanikły u Romów, albo jeszcze nie mają tej rangi bądź są ich próbami dostosowania się do możliwości.
Na pewno złe nastawienia kogokolwiek wobec kogokolwiek nie są niczym dobrym i nie torują drogi do postępu cywilizacyjnego. Krzywdzą za to niestety boleśnie i pogarszają sytuację, wzmacniają negatywne reakcje, nie sprzyjając wzajemnemu zrozumieniu i zaufaniu ludzi różnych kultur i narodowości.
Stefania Pruszyńska