Na przypadające w tym roku 1000-lecie koronacji Bolesława Chrobrego Wydział Archeologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza przygotował wraz z Urzędem Miasta Poznania międzynarodową konferencję naukową pn. „Król Bolesław Chrobry i jego czasy. Poznań – Piastowie – Europa”, angażując w niej zarówno polskich historyków mediewistów, archeologów i przedstawicieli innych dziedzin, jak i naukowców z zagranicy. Konferencja odbyła się w dniach 13 – 14 marca 2025 roku w Poznaniu. Pierwszego dnia – w Sali Białej Urzędu Miejskiego. W dniu następnym – w Collegium Historicum na Morasku.
Pośród wielu wystąpień zwracał uwagę referat „Bolesław Chrobry i Thietmar” prof. dr. hab. Jacka Banaszkiewicza z Instytutu Historii im. Tadeusza Manteuffla PAN. Wygłoszone przez naukowca treści, mimo że odnosiły się do spraw znanych i dla polskiej historiografii oczywistych, pod wieloma względami były innowacyjne. Naszą wiedzę na temat Bolesława, faktografię dotyczącą jego panowania, zawdzięczamy właśnie biskupowi z Merseburga. Nasz sposób rozumienia i interpretacji tych zdarzeń ulega historycznym przemianom, które dostosowujemy, być może po części mimowolnie do potrzeby czasu. Wydaje się, że głównym przesłaniem wystąpienia prof. Banaszkiewicza było takie: czas stanąć w prawdzie i zobaczyć, kim naprawdę był Thietmar, czym się kierował, przedstawiając czyny Bolesława i dokonując jego oceny. Nie trzeba już skupiać się na interpretacjach dokonywanych przez niemieckich (często zgodnie z nacjonalistyczną lub wręcz rasistowską ideologią) i polskich historyków. Kim był zatem Thietmar, dziejopis z Merseburga, jak sam siebie określał? I jakim człowiekiem był według niego Bolesław?
Warto się zastanowić, jak siebie samego postrzega kronikarz z Merseburga. Surowe spojrzenie na ludzi potęgowało w Thietmarze krytykę własnej niedoskonałości, także fizycznej.
Oceniaj mnie, czytelniku, jako znakomitego człowieka, a zobaczysz małego człowieczka o zniekształconej szczęce oraz takimże lewym policzku, ponieważ niegdyś wyrzucił mi się tu wrzód, wciąż jeszcze ropiejący. Złamany w dzieciństwie nos śmiesznym uczynił mój wygląd. I nie skarżyłbym się na to wszystko, gdybym jaśniał jakimiś wewnętrznymi zaletami. Otom jest nędznik, popędliwy bardzo i nieskory do dobrego, zazdrośnik, szydzący z drugich i sam na szyderstwo zasługujący, nie przebaczający nikomu, jakby to wynikało z moich obowiązków, żarłok i kłamca, chciwiec i oszczerca (Thietmar, IV75)*.
Otóż, merseburczyk bezpardonowo doszukiwał się grzesznych występków także w innych, upewniwszy się, że przyszło mu żyć w czasach dużo gorszych niż dawne. Złoty wiek saski minął z Ottonem I – stwierdził prof. Banaszkiewicz. Thietmar nie był mistrzem śledzenia ukrytych intencji. Oceniał rzeczywistość w sposób prosty – są prawa kościoła, i albo człowiek przestrzega tych wszystkich praw, albo po prostu grzeszy. Miara pobożnego życia, jaką nakreśla kronikarz, dawała mu poczucie, że dzieje pisane przez niego są więcej warte od innych. Nie idzie za poklaskiem. Nie faworyzuje, wręcz przeciwnie. I z własnego uwrażliwienia na mechanikę świata, dokonującą się poprzez grzech, pokutę i karę, wyciąga wniosek, że lepiej niż inni kronikarze ukaże czytelnikowi wszystkie wydarzenia.
Przedstawiona przez prof. Banaszkiewicza analiza wizerunku Bolesława na podstawie podanej przez Thietmara w kronice sprawiła, że jego wykład można by podzielić na dwie części. Pierwsza to teza: Thietmar nie lubił Bolesława. Oceniał go negatywnie lub co najmniej ambiwalentnie. Druga część, antyteza: oceniał go w sposób sprawiedliwy, zgodnie z przyjętymi przez siebie kryteriami, według których dokonywał oceny także innych osób, w tym samego siebie.
Bolesław odmalowany przez Thietmara nie był jednoznacznie zły, ale wzburzał kronikarza, niepokoił, ponieważ nie poddawał się kategorycznym ocenom moralnym. Odmiennie niż jego ojciec, Bolesław nie znał właściwego miejsca w hierarchii cesarstwa. A nie był przecież członkiem saskiej arystokracji. Jednak jego wykluczenie, jak sam ocenia kronikarz, było głównie skutkiem jego złych uczynków, a nie pochodzenia. Thietmar dostrzega moment kluczowy, który prawdopodobnie skłonił Bolesława do rezerwy wobec saskiego porządku. Był to tumult, być może zasadzka na dworze króla. Thietmar zauważa jednak, że przecież takie tumulty powstawały samorzutnie w sytuacjach spotkań wieloetnicznych, wielokulturowych grup. Tak się stało np. w Pawii podczas wyprawy Henryka II do Włoch.
Bolesław przybył do Merseburga wraz innymi feudałami, aby potwierdzić królewską godność Henryka II. W trakcie tego zjazdu doszło do zdarzenia groźnego, takiego, jakie nie powinno w ogóle mieć miejsca w bezpośredniej bliskości króla. Thietmar mógł je zbyć ogólnikiem albo wcale o nim nie pisać. Jednak według jego logiki występek nie może zostać przemilczany. Nie pozwala to dziejopisowi na uchylenie się od przedstawienia sprawy i zajęcia wobec niej stanowiska. Thietmar musiał mieć bardzo dobry wgląd w całą aferę, gdyż w jej centrum znalazł się Henryk ze Schweinfurtu, krewny biskupa z Merseburga, a sojusznik polańskiego księcia. Margrabia Henryk, po audiencji towarzysząc księciu, zobaczył idących przeciw niemu ludzi i ledwo zdążył po wyważeniu bramy bocznej wyprowadzić księcia na zewnątrz. Niektórzy wojownicy zostali zaatakowani i mocno poranieni. Zapis suchych faktów stawia jednak cesarza w złym świetle. Dlatego wyjaśnienia kronikarza zmieniają kierunek, podkreśla prof. Banaszkiewicz. Kiedy Thietmar referuje, jak jego krewny obserwował zajście, w środek tego zdania dorzuca nagle swój komentarz. Stwierdza, że stało się to bez pomocy i bez wiedzy króla. Następnie spekuluje, że może jeśli nie sam Bolesław, to wojownicy polańscy sami byli sobie winni. Weszli bowiem na teren dworu królewskiego uzbrojeni. Te wyjaśnienia kronikarza pozbawione są spójności. Służą raczej do uprawdopodobnienia konkluzji, że Bolesław niepotrzebnie wziął owo zajście za ukartowany, podstępny napad na swoją osobę. Kronikarz wyraźnie stara się odsunąć podejrzenia od króla. Taka stronniczość nie jest charakterystyczna dla stylu jego wypowiedzi. Thietmar z niemałym trudem starał się pogodzić rację stanu ze swą kronikarską bezstronnością.
Jednak w Thietmarowej perspektywie rywalizacji polańsko-saskiej Bolesław nie mógł liczyć na pobłażliwość – stwierdzał prof. Banaszkiewicz. Obok jego imienia pojawiają się często epitety: łamiący prawo, podstępny, pyszny. Według kronikarza, w miarę jak rosła jego doczesna władza, podnosiła się do niebywałych rozmiarów zuchwałość jego planów.
Zapamiętaj to sobie, czytelniku, ku własnej rozwadze, że w im większą pychę wzbija się czyjś duch w okresie powodzenia, tym większego doznaje poniżenia w niepowodzeniu, co, jak Pismo święte uczy, nie jest znamieniem człowieka mądrego (Thietmar, V30)*.
Najmocniej rezerwa Thietmara wobec Bolesława dochodzi do głosu przy omawianiu tych wydarzeń, które same przez się dobrze świadczą o polańskim księciu. Tak dzieje się w przypadku męczeńskiej śmierci św. Brunona z Kwerfurtu oraz św. Wojciecha. Bolesław odzyskuje ciała męczenników. Oba te chwalebne przedsięwzięcia nie zostały skomentowane przez kronikarza w sposób jednoznacznie pozytywny. Poinformował o nich rzeczowo, jednak sucho. Ciało św. Brunona i św. Wojciecha „są kupowane”. Dziejopis podkreśla ten fakt i ocenia tendencyjnie. Beneficjentem męczeństwa św. Brunona stał się Henryk II. W przypadku śmierci św. Wojciecha i sprowadzenia jego ciała, to Otton III dziękował Bogu, że zyskał w niebie patrona. Natomiast Bolesław był rzekomo niezdolny do duchowych uniesień. Thietmar podkreśla motyw pieniędzy jako najważniejszą pobudkę do działania polańskiego księcia. Był on rzekomo przekonany, że wszystko da się uzyskać za mamonę. Próbował kupić Miśnię od Henryka II. Nie wspominając nawet o łapówkach, które wręczał wielu saskim notablom.
Thietmar – co podkreślał prof. Banaszkiewicz – aranżuje w tekście swojej kroniki sytuacje przedstawiające Bolesława jako władcę pysznego, nad którym zawisła kara. Najbardziej obrazowy przykład dotyczy walki Bolesława z Henrykiem w 1004 r. Król markował wyprawę na wschód. Uderzył jednak na Czechy, należące wówczas do Bolesława.
Lecz ten lew ryczący z wlokącym się za nim ogonem czynił wszystko, by powstrzymać jego wyprawę (Thietmar, VI10)*.
Bolesław zorganizował obronę przesmyku między górami, starając się zatrzymać pochód wroga. Król niemiecki, rozeznawszy się w sytuacji, wysłał doborowy oddział rycerzy. I ci utorowali drogę. Tymczasem Bolesław ucztował:
(…) jeden z naszych, kapelan biskupa Reinberna, odezwał się tam na temat przybycia naszego wojska. Słysząc to, Bolesław zapytał go, co też on wygaduje. A gdy ten wyjawił wszystko, co mu opowiadano, wówczas rzekł Bolesław: „Toć gdyby posuwali się jak te żaby, mogliby już tu przybyć”. I to jest prawdą, że gdyby króla nie ożywiała miłość do Boga, a tamtego nie roznosiła duma i pycha, nie przypadłaby nam tak nagle radość zwycięstwa (Thietmar, VI10)*.
Ta scenka rodzajowa została wyreżyserowana przez dziejopisa. U jej podstaw leżał jakiś przekaz ustny. Thietmar, obok anegdoty o żabach, przytacza kolejne sentencje Bolesława: Nie przejdę tego mostu. Książę nie przeszedł wówczas mostu na Elsterze, gdzie czekali na niego niemieccy feudałowie.
Bolesław był postacią na tyle obserwowaną na dworze saskim, że nawet jego wypowiedzi zapamiętywano i powtarzano. Thietmar zwraca uwagę na to, że podczas bitwy władca ucztuje wraz ze swoją świtą. Prof. Banaszkiewicz porównał to z opowiastką pióra Brunona z Kwerfurtu, który w podobny sposób przedstawił Ottona II w czasie oblężenia Paryża w 978 r. Jest to schemat narracyjny ukazujący władcę, który zachowuje się w sposób naganny. I wówczas przychodzi ktoś godniejszy od niego, aby zająć jego miejsce. Thietmar celowo ustawia Bolesława w pozycji osoby niegodnej. Ten obraz ma stworzyć w czytelniku wrażenie zadufanego w sobie despoty. Nieszczęście zaczyna się wtedy, kiedy człowiek przekracza pewną barierę, wówczas przystępują do niego demony. Taka postawa bywa zawsze karana przez siły wyższe. Thietmar chce, by jako taką właśnie postać zapamiętano Bolesława. Jaki był z kolei wzorzec dobrego władcy? Co trzeba było czynić? Należało się modlić za zwycięstwo. Henryk II cały czas modlił się i pościł. Gdy tymczasem Bolesław biesiadował. Tego negatywnego obrazu nie łagodzi w zamyśle kronikarza wzmianka o tym, że stół, przy którym ucztował Bolesław, ustawiony był na wzgórzu, w miejscu, skąd książę obserwował bitwę i dowodził.
Trzeba zauważyć, jak ocenił prof. Banaszkiewicz, przechodząc do pozytywnej części swojej argumentacji, że Thietmar nie jest bolesławożercą, ani tym bardziej słowianożercą. Kronikarz przedstawia Bolesława, przebywającego w trakcie zawierania pokoju merseburskiego na dworze saskim, w sposób bardzo przychylny. Inny przykład, który dowodzi, że dziejopis interesował się losem Słowian – upadek biskupstwa merseburskiego porównuje do losu rodziny słowiańskiej, która popadła w niewolę na skutek wyzysku. Thietmar różnił się pod tym względem od innych przedstawicieli saskiej elity. Zła ocena Bolesława nie wynika z tego, że nie docenia Słowian, ale z tego, że Bolesław nie chciał podporządkować się hierarchicznemu porządkowi cesarstwa. Sama ocena Słowian jest u Thietmara raczej pozytywna. Biskup znał język słowiański. Całkiem inaczej dziejopis widzi i odmalowuje przedstawicieli innych narodów – Greków albo mieszkańców Italii. Thietmar podejmował rozmowy ze Słowianami. Chciał się dowiedzieć, co myślą o sprawach wyższych. Krytykował ich za brak wiary w nieśmiertelność duszy, za przekonanie, że wraz ze śmiercią wszystko się kończy. Ale zauważa z aprobatą, że tak jak on, także Słowianie widzieli ogniki w miejscu, gdzie zginął biskup Würzburga Arnold. Umie docenić nawet pogaństwo. Według prof. Banaszkiewicza, Thietmar patrzy na słowiańskie państwo Bolesława tak jak Tacyt na Germanię. Zepsuta współczesność nie znalazła jeszcze dostępu do zdrowej moralnie społeczności barbarzyńców. Twarde prawa trzymają nadal w ryzach ludzi.
Czy Thietmar szczerze nienawidził Bolesława? To przedwczesny wniosek, wskazał prof. Banaszkiewicz. Kronikarz przedstawia sielankowy obraz w Zielone Świątki 1013 roku w Merseburgu. Gdyby kto nie wiedział, kim jest Bolesław, z opisu Thietmara wnioskowałby, że jest zasłużonym współpracownikiem Henryka II. Wprawdzie Bolesław wkrótce zdradził, nie wywiązał się ze swoich zobowiązań, ale ten wyidealizowany obraz postanowił jednak kronikarz ukazać.
Z wypowiedzi prof. Banaszkiewicza wynikała konkluzja: wizerunek Bolesława jest pozytywny, gdy Bolesław chce pozostawać i pozostaje wierny Henrykowi. I odwrotnie, gdy tak się nie dzieje, mimo wszystko polański władca liczyć może na pewne zasady rządzące światem. Zasady te honoruje Thietmar i dzięki temu jego opisy i diagnozy przeciwnika są wprawdzie stronniczymi relacjami, ale jednak, jak wybrzmiało z wypowiedzi naukowca, nie tworzą tego, co można by uznać za czarną legendę Bolesława Chrobrego.
Dyskusja. Referat prof. Banaszkiewicza wywołał ożywioną dyskusję. Odnotowuję niektóre główne wątki wypowiedzi zabierających w niej głos, którzy, niestety, nie przedstawiali się z imienia i nazwiska, zapewne w przekonaniu, że są znani wszystkim konferencyjnym słuchaczom.
Pierwszy z mówców zauważył, że choć głównym bohaterem kroniki jest Henryk II, to tuż za nim znajduje się Bolesław. Poświęcono mu około 20 proc. tekstu. Thietmar na tle innych dziejopisów jest postacią szczególną. Jego wizja świata jest w gruncie rzeczy zobiektywizowana. Nie jest podporządkowana wyłącznie polityce.
Zgodził się z tym zdaniem następny dyskutant. W porównaniu z kroniką Widukinda, w której Słowianie są barbarzyńcami, Thietmar ukazuje Bolesława jako realną postać, nie piętnuje go za to, że jest etnicznie lub kulturowo obcy. Kronikarz nie stygmatyzuje Słowian. A to cechowało niestety niemal całą kulturę niemiecką. Przykładem są Wendentüren – specjalne wejście do kościoła dla Słowian (Wendów). Z tego względu Thietmar powinien mieć pomnik. I to tu w Poznaniu – postulował ten uczestnik konferencji.
Kolejne głosy odniosły się do tej idei w sposób żartobliwy – bezpieczniej wystawić Thietmarowi pomnik w Międzyrzeczu. Albo dwie mile od Poznania. Tam, gdzie zatrzymały się wojska Henryka II. I tym humorystycznym, ale mimo wszystko ciepłym akcentem – dyskusja dobiegła końca.
Mikołaj Bogajewicz
Treść artykułu – na podstawie mojego nagrania referatu prof. J. Banaszkiewicza, wygłoszonego 13.03.2025 r. w Sali Białej UMP w Poznaniu.
Fot.: Redakcja Gazety Autorskiej IMPRESJee.pl – Stefania Pruszyńska
__________________________________________________________________
* Źródło cytowań użytych przez referującego prof. J. Banaszkiewicza i niektórych rozszerzonych przeze mnie: Thietmar. Kronika biskupa merseburskiego Thietmara (Thietmari Merseburgiensis Episcopi Chronikon), edycja komputerowa: www.zrodla.historyczne.prv.pl.
Mikołaj Bogajewicz − autor publikacji w Gazecie Autorskiej IMPRESJee.pl – „Artyści w opresji”, „Z tez i analiz prof. Jacka Banaszkiewicza o Bolesławie Chrobrym i Thietmarze na konferencji naukowej”, a też twórca-autor zarówno książek prozy − „Doktor Rustam i podwodne zwierzęta”, „Dziś do czwartego świtu”, jak i poezji − „Pomyślny obrót”, „Bliskość i zespolenie”, „Dolina Kamionki”, „Kwadrat w kwadracie”, laureat konkursu poetyckiego im. Scherffera von Scherffensteina w Brzegu (2012 r.). Z wykształcenia historyk sztuki − absolwent Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu. (o-SP)